Na fali patriotycznych uniesień po wizycie w Helu na rekonstrukcji w ramach D-Day Hel 2016 utwierdzam się w przekonaniu, że aktualna moda na koszulki patriotyczne nabiera przerażające rozmiary. Całe stada Januszy w koszulkach z Wyklętymi jednocześnie zachwycająca się wymuskanymi rekonstruktorami Waffen-SS to swoiste kuriozum. Niedawno w Pruszczu Gdańskim oczom mym ukazał się pijaczek kierujący się do domu kursem mniej więcej zbliżonym do konwoju zygzakującego w celu ominięcia wilczego stada u-bootów. Pijaczek ten dumnie niósł na swej piersi wielki znak Polski Walczącej...
Innym razem, czekając na Stoczbusa, zauważyłem na horyzoncie wielkiego dresa. Ubrany od stóp do głów w patriotyczne ciuchy z nadrukowaną biało-czerwoną opaską na rękawie wyglądał jak wyrwany z Warszawy w sierpniu 1944. Mógłby tam być barykadą...
Promykiem nadziei stała się dziś koszulka jednego jegomościa - obrazek wzorowany na propagandowym zdjęciu Kościuszkowców ruszających do szturmu wspieranego przez T-34/76. Podpis: "Lenino. Żołnierze zapomniani".
Po powrocie do domu pogooglałem sobie i znalazłem identyczny wzór - pod spodem jest jeszcze napis "Zdradzeni przez czerwonych. Zapomniani przez Naród". Ta zdrada trochę popsuła mój pierwotny zachwyt, ale doceniam intencję.
Podsumowując. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy dzisiejsi historycy dzielą wysiłek naszych żołnierzy na lepszy, czy gorszy. Koła historii toczą się w tak losowy sposób, że nie nam oceniać takie sprawy. Nie należy o nich jednak zapominać.
Na koniec tak prowokacyjnie wklejam obrazek, który mnie rozbawił właśnie w tym temacie. :)

